środa, 8 listopada 2017

Bull Terrier, czyli pies oczami właściciela.





    A dokładnie English Bull Terrier to rasa licząca o.k 200 lat, która jak sama nazwa wskazuje powstała w Anglii poprzez krzyżowanie bull dogów i terrierów. Zalicza się jej więc do terrierów w typie bull (TTB). Budowa ciała jest masywna, proporcjonalna, charakterystyczna, jajowata głowa bez żadnych wklęśnięć i załamań prawie płaska między uszami nie pozwala pomylić tej rasy z żadna inna. Skóra przylega do ciała, a sierść jest krótka i gładka, zima może pojawić się podszerstek. Nie ma dokładnych restrykcji ile wzrostu i ile ważyć powinien Bull terrier, lecz jak wspominałam wyżej, budowa powinna być proporcjonalna. Szata może być biała, pręgowana, tricolor, czerwona, płowa. UWAGA, sierść błękitna i czekoladowa są niepożądane (ciągną za sobą choroby genetyczne).

Tyle, jeśli chodzi o ogólne info, teraz coś od właścicielki.

Jeśli chodzi o charakter, to śmiało można powiedzieć, że bull terriery są niepowtarzalne. To żywiołowe i skore do zabaw. Mówi się, że zostają szczeniakami całe życie, więc biorąc bulla, nie macie co liczyć, że z wiekiem się uspokoi. Są psami odważnymi, pewnymi siebie, ale też zabawnymi. Łączą w sobie wiele przeciwstawności, bull potrafi niezmordowanie biegać za piłka, wykonując przy tym efektowne salta, ale potrafi też przez cały dzień nie ruszyć się z kanapy. Oczywiście, jeśli wcześniej go na niej położysz, sam nie wskoczy, bo…za wysoko. Będzie stał, wlepiając w Ciebie oczka, które nagle przyjmują rozmiar dwóch talerzy obiadowych i dreptać tylnymi łapkami w miejscu, gdy przednie łapki będą już na kanapie. Jak nie podsadzisz pupy, to biedak nie da rady. Co nie oznacza, że za 5 minut nie nadejdzie „godzina świni” i bull będzie kręcić bączki po pokoju, jak beemka na ręcznym, aż zakręci Ci się w głowie od samego patrzenia, po czym chwiejnym, ale wciąż dzikim pędem wpadnie do przedpokoju, przebiegnie po ścianie i znowu będzie dreptać przy kanapie, aby go podsadzić. Może się też zawiesić jak przysłowiowy Windows i przez 3 minuty bez drgnięcia, jak posąg gapić się w jeden punkt. Jak bull terrier się, na czym zawiesi to trzeba dla jego własnego dobra mu tę czynności przerwać, Bubel potrafi pic tak długo, aż wypije całą wodę z miski i po chwili ja zwróci, najczęściej na dywan w salonie, przy gościach. Kolejną cechą dla bula jest to, że to uparte psy, jak się bull uprze, że nie idzie, to nie pójdzie. I nieważne czy stoisz na środku pola, czy w połowie przejścia dla pierwszych i już pali CI się czerwone światło, a koleś w Audi trąbi wściekle, bull się nie ruszy. Dlatego, jeśli ważysz z 50 kg,to przemyśl ta rasę dwa razy. Potrzebują wczesnej socjalizacji i treningów, bo jeśli wyczują, że mogą wejść właścicielowi na głowę, to nawet nie będą się zastanawiać. Bull terrierowi pozwala się raz i dla niego to pozwolenie dożywotnie. Jeśli dziś pozwolisz mu wejść do łóżka, to wiedz, że od tego momentu to też jego łóżko. Oczywiście można z czasem naprawić ten nieprzemyślany krok, (chyba że pierdzący, chrapiący 30kg wieprzyk pod kołderką CI nie przeszkadza) i bull będzie tylko smętnie patrzył na Ciebie przy łóżku, od czasu do czasu wydając pomruki pełne zniecierpliwienia, ale gdy tylko nie będziesz patrzeć… Maja też swoje humory i o ile powiecie mi teraz, że to, co teraz przeczytacie to antropomorfizm, to po 7 latach z bull terrierem pod jednym dachem mogę śmiało powiedzieć, że strzelają fochy. Mogą przez tydzień leżeć „dupą” w Twoją stronę albo mogą zeżreć Ci ulubiony dres (jak w moim przypadku), ale uwierz mi, prosiakowi foch dopadnie i Ciebie. Mimo swojej postury i faktu, że nie odmawiają kąpieli błotnych to francuskie pieski, na kanapie musi być kocyk, a gdy pada, licz się z wypychaniem wieprzyka z domu, siła. Teraz czas na pytania i odpowiedzi.
Czy taki pies nadaje się dla rodzinny z dziećmi? Oczywiście, że tak. Mimo że to kloce to potrafią zachować się delikatniej przy małym człowieku. Jak każdy dobrze ułożony pies, bull terrier nie przejawia agresji. Potrafią być bardzo cierpliwe, jednak nie zalecam żadnemu rodzicowi, sprawdzania gdzie jest ta granica za pomocą swoich potomków. Muszę jednak zaznaczyć, że to psy ważące o.k 30 kg (często więcej) i trzeba pamiętać, że nie tylko zębami pies może zrobić krzywdę. Nasza szczęśliwa świnka może nie zważyć, że nie zmieści się z kuferkiem na kolana naszego dzidziusia i może zaparkować swoje 4 litery na dziecko, a to grozi przygnieceniem, a nawet uduszeniem. Gdy 3 lata temu pojawił się nasz syn, Bubel omijała go szerokim łukiem, bojąc się podejść bliżej. Jakiś czas zajęło się dojście do wniosku, że dziecko nie jest ze szkła i jak położy się obok, to nie zrobi mu krzywdy. Z czasem nauczyli się ze sobą funkcjonować, teraz przepychają się w drzwiach, biegnąc do kuchni. Jedyny wypadek, jaki się nam zdarzył to zderzenie czołowe, które zakończyło się rozcięciem wargi, oczywiście syna nie psa. Jednak nikt tak delikatnie nie wyciągnie truskawki z małe
j rączki, jak bullterrier, wydając przy tym dźwięki jak ogar piekielny. 
Czy bull terrier jest drogi w utrzymaniu?Jak każdy rasowiec bull ma swoje „bolączki”. Przy wyborze szczeniaka należy spojrzeć czy rodzice byli przebadani. Pojawiają się problemy z sercem, wątrobą i nerkami. Problemy skórne i alergie też nie są obce tej rasie, jednak odpowiednia pielęgnacja i dieta można je wyciszyć, a nawet zwalczyć. 
Czy można i warto adoptować takiego psa? Każdego psa warto adoptować, każdego psa można ułożyć i nauczyć reguł panujących w Twoim domu i bull nie jest wyjątkiem. Należy liczyć się z tym, że może trafić nam się pies po przejściach bądź wymagający leczenia i podawania leków do końca życia. Możne trafić się nam totalnie bezproblemowy, zdrowy psiak. Jest masa organizacji i fundacji pomagającym psiakom TTB, linki podam na końcu. Czy mogę mieć bull terriera, mieszkając w bloku? Tak możesz, o ile masz wygodną kanapę. Żartuje, wygodne łóżko wystarczy. Tak naprawdę o ile zapewnisz psu wystarczającą ilość ruchu i spacerów, bullik będzie z Tobą szczęśliwy nawet w przyczepie kempingowej (jeśli masz w niej dobre ogrzewanie , bo to zmarzluchy). 
Czy bull terrier ma 4 tony uścisku? Nie, nie ma. 4 tonowy uścisk posiada za to hipopotam, wiec, jeśli szukasz zwierzaka, który będzie miażdżył szczena karoserie, to proponuje właśnie hipcia. Pamiętaj jednak, że takie zwierzak potrzebuje dużego basenu i kilka ton owoców tygodniowo, no i dużo… kupka. Będziesz potrzebować łopaty i taczki na spacerach, bo ręka i woreczek nie dadzą rady. 
Co je Bull terrier? Wszystko, trzeba uważać, bo to śmieciarki i odkurzacze na 4 łapach, do tego z funkcją „połknij, zanim on zauważy, że masz to w pysku”. Nie trudno o operacyjne usuwanie ciała obcego z jelit z takim psiakiem. Jeśli chodzi o karmy to ile hodowców i miłośników rasy tyle opinii. Jedni zalecają Barf inni sucha jeszcze inni mokrą. Moja rada jest taka, aby przy kupni kontynuować to, czym karmiony był u hodowcy, a potem stopniowo zmieniać na inną karmę. Adopciaka, jeśli wiemy, czym był karmiony podobnie, jeśli nie musimy wskoczyć na głęboką wodę i diametralnie zmienić mu karmę. Może to oznaczać kilka dni z problemami trawiennymi, ale powinno się szybko wyregulować. Jeśli nie, zmienić karmę. Karma z najwyższej półki nie oznacza, że nasz pies będzie na niej szczęśliwy. Dlatego watro obserwować, jeśli mamy gazy (w tym przypadku więcej niż normalnie), wzięcia, spadek kondycji, luźne stolce warto pomyśleć o zmianie karmy. Wiele producentów ma w swoje ofercie karmy dla alergików, które świetnie sprawdzają się dla bulli. Czasem wystarczy też omijać karmy z kurczakiem i zbożami. Nie, pies nie zje Was, jeśli będzie karmić go surowym mięsem. 
Czy Mogę mieć Bulla w Anglii? Tak, bull terrier nie jest na liście psów zabronionych, możesz go posiadać na terenie całego UK.
Podsumowując, bull terrier to wesoły, energiczny i uparty piesek, ceniący sobie ciepłe łóżeczko, dobre jedzonko i towarzystwo człowieka. Chrapią, pierdzą, a jeśli masz dwa, to podczas zabawy mogą przesunąć Ci ścianę. Świetnie nadają się jako psy rodzinne, dobrze socjalizowane bez problemu zaakceptują inne zwierzaki. Mogą pojawiać się alergie, choroby dziedziczne łatwo wykluczyć wybierając dobrą hodowlę. Są mądre i szybko się uczą, jednak wymagają systematyczności i konsekwentnego nauczyciela. Łatwe w pielęgnacji, ale trzeba uważać, aby na spacerach nie wciągały do psyka wszystkiego, co stanie na ich drodze. Średniej wielkości wiec nie musisz kupować vana, aby z nimi podróżować, jednak wciąż wzbudza popłoch wśród przechodniów. Szczególnie w upalne dni, gdy idą z otwarta paszcza, ludzie mogą je mylić z odmianą żarłacza białego. Lubia być blisko człowieka i kizianie po brzuszku. Czy to dobry pomysł na pierwszego psa ? NIE, jeśli nie masz pojęcia o psach, treningu, socjalizowaniu i układaniu psa bull wejdzie Ci na głowę. Jeśli jednak zaczerpnąłeś trochę wiedzy i uważasz, że ten czas nadszedł, to czas poszukać dobrej hodowli. Dla osób zainteresowanych adopcja bulla podaje linki 😊,Jeśli uważasz, że pominęłam jakiś ważny aspekt pisz, a teraz zapraszam do dyskusji 
Adopcja w Polsce:https://www.facebook.com/TTBPoznan/
https://www.facebook.com/groups/817522228287638/
https://www.facebook.com/Fundacja-Pomarszczone-Szczęście-2…/
Adopcja w UK : https://www.facebook.com/groups/Bullterrierrescuetrust/
http://www.bedsforbullies.co.uk/apps/photos/
http://adoptabullterrierrescue.co.uk
https://www.facebook.com/groups/479110495598800/


Pozdrawiam B.

środa, 6 września 2017

Podaj mi jeden dobry powód, czyli dlaczego warto adoptować psa, zamiast kupić psa.

Fot. BiN.
   Dziś poruszę temat, który jest mi bliski i dobrze znany. Sporny, trudny, choć wydaje się oczywisty.   ADOPCJA.   Wiem, zabrzmiało groźnie. Nie bójcie się, nie będę Was tu na siłę przekonywać do adopcji, przeklinać hodowców, i ludzi, którzy zdecydowali się kupić pieska. Mój dzisiejszy post ma raczej na zdaniu pokazanie, że adopcja to nie fizyka kwantowa ani badanie czarnych dziur. Nie mówię, że to coś łatwego i od pierwszego dnia psiaka w nowym domu, będzie cudnie i sielankowo. Nie oszukujmy się, dużo psów trafia do schronów, ze względu na błędy wychowawcze poprzednich właścicieli. Po co więc brać sobie na głowę problem? Przygotowałam 10 powodów.


1. Kupując, często ratujesz psa przed spędzeniem długich lat w schronie, nawet śmierci.
Jeśli nie szukasz psa do konkretnego celu (przygotowujesz się na przykład do maratonu i szukasz towarzysza do swoich codziennych 10 km biegów) bądź konkretnej rasy, a po prostu chcesz mieć psa, warto spytać się o tę, które schroniskową drużynę zasilają najdłużej. Założę się, że będzie to pies stary, duży i czarny (albo ciemny). Skąd to wiem? Bo kto chciałby adoptować dużego, nudnego, starego psa? Oczywiście, wśród stałych okupantów, na pewno znajda się typowe bure, nieduże kundelki, na za krótkich łapkach. Takie pieski niepodobne do żadnej z ras, bez błysku w oku, takie, które już nawet nie reagują na człowieka przy kratach. Nikt o nie nie pyta, nikt się nie interesuje. Adoptując takiego psa, ratujesz go przed zapomnieniem i cichą śmiercią w rogu schroniskowego wybiegu.

2. Zwalniasz miejsce dla następnego psa w potrzebie.
Wciąż jest żywy mit o tym, że suka powinna mieć chociaż raz młode. Nie będę się rozpisywać na ten temat, bo to materiał na kolejny wpis. Jednak jak Polska długa i szeroka, suki rodzą szczeniaki, które się urodzić nie powinny. Jedni sprzedają, inni rozdają, jeszcze inni wywożą do lasu lub wyrzucają mioty na śmietniki, często łącznie z sukami, bo nagle zmieniają zdanie. Jak psy mają szczęście, ktoś je znajdzie i powiadomi schron czy fundacje, ale nie oszukujmy się, oni też mają ograniczoną liczbę miejsc. Nie dadzą rady przygarnąć każdego psa w potrzebie, szukają domów tymczasowych, innych fundacji, które może mają wolne miejsce. Zabierając do domu jednego psiaka, sprawiasz, że ten potrzebujący, porzucony biedak, będzie bezpieczny i najedzony oraz dostanie szanse na to, że ktoś go w tym schronie zauważy.

3. Opłata adopcyjna pomoże w leczeniu i karmieniu innych zwierzaków.
Często słyszę, że psy do adopcji powinny być oddawane za darmo. Nie powinny być i na ten temat, również mogę napisać osobny post. W schronach czy fundacjach są zwierzaki chore lub ranne. Takiego pieska trzeba zaszczepić, odpchlić, zaczipować a najlepiej jeszcze wysterylizować czy wykastrować. Schroniska i niektóre fundacje dostają fundusze od gmin, ale nie wszystkie i nie zawsze to wystarcza. Weterynarz czy behawiorysta nie są za darmo. Pamiętajcie, że każda złotówka, która płacicie za adopcje, jest przeznaczona na ratowanie kolejnego futra.

4. Starsze psy mają za sobą trening utrzymywania czystości w domu, problem obsikanych dywanów masz z głowy.
No co tu dużo mówić, problem z kałużami niespodziankami w formie stałej macie odhaczony. Jasne może się zdarzyć wypadek, w końcu dla psa adopcja to tez stres.

5. Dorosły pies też się szybko uczy, możesz go wciąż ułożyć „po swojemu”.
Wytracę teraz oręż z dłoni, oponentom adopcji, powtarzającym, że chcą szczeniaka, bo chcą ułożyć sobie szczeniaka po „swojemu”. Dorosły pies nie oznacza głupi pies, bo psa w każdym wieku można nauczyć nowych rzeczy. Jasne pies może mieć przyzwyczajenia, takie jak to, że śpi na kanapie, ale nie oznacza to, że nie można mu tych przyzwyczajeń zmienić. Wymaga to czasu i cierpliowści, a jeśli tego nie masz, to za szczeniaka też się nie bierz.

6. Fundacje często wydaja już „gotowe” psy, szczepienie, czip, paszport, odpchlenie, często po sterylizacji czy kastracji (nie wszystkie)
I tu odwołuje się do punktu 3, schroniska co prawda mogą wydawać psy tylko zaszczepione i odpchlone, jednak fundacje starają się, aby psy były również zaczipowane i wysterylizowane /kastrowane.

7. Takie psy znają już zasady życia w rodzinie.
Ogrom psów bezdomnych kiedyś miało domu, wie jak to jest żyć z rodziną, wie co to grający telewizor, wirująca pralka, i za głośno rozkręcone radio. Fundacje często trzymają swoje psy w domach tymczasowych, a tam jak to w domu, dzieci, harmider i ogółem gwiezdne wojny. Zna też zasady, pies wie co wolno a czego nie, jak na przykład, że ściągnięcie kurczaka z kuchennego blatu grozi furia u samicy człowieka
😉.

8. Możesz dobrać psa pod siebie, fundacja pomoże CI dobrać pieska najlepiej wpasowującego się do Twojej rodziny i stylu życia.
Czyli coś odwrotnego niż punkt 1. Jeśli jednak masz w planach maraton i szukasz psa, dla którego te 10 km to nie wyzwanie to na pewno pomyślisz o husky, czy innym północniaku, a odpowiednia fundacja znajdzie Ci idealnego towarzysza. Szukasz przyjaciela dla samotnej cioci, która na spacery chętnie, ale powoli? Na pewno gdzieś jest starszy piesek, który idealnie będzie do niej pasował.

9. Pies jest już wyrośnięty, nie musisz się martwić, co z niego wyrośnie :)
Ile razy słyszeliśmy i yorkach, które miały być malusie a wyrosły nad kolano, albo o owczarkach niemieckich, które miały być świetnymi psami policyjnymi, ale akurat tej jeden boi się głośnych dźwięków? A no właśnie…tu problem „co mi z tego wyrośnie” rozwiązany. Pies już wyrośnięty.

10. Kurde, robisz coś wspaniałego, może świata nie zmieszasz, ale dla tego psa właśnie zmieniłeś cały świat ;)
Ostatni i najważniejszy punkt. Zmienisz nie tylko jego życie, ale i swoje, zaczniesz spędzać więcej czasu na łonie natury, będziesz więcej się ruszać i uwierz mi, zaczną Cię cieszyć małe rzeczy
😉
Wiele razy słyszę, po co to robisz? Na miejsce jednego wyadoptowanego psiaka pojawia się dwa następne. Wiem, im też będę starała się znaleźć dom. Wiem też, że warto, bo każde życie się liczy.



  Mam dwa psy z odzysku,w sumie dwie suki. Jedna trafiła do mnie w wieku 3,5, roku druga miała 8 miesięcy. Słowa, które tu przeczytaliście, mają poparcie, w 2 zalegających mi na kanapie pierdziochach. Chciałabym, abyście pokazali ten tekst kolegom, abyście udostępniali go, gdzie się da, bo jeśli dzięki temu choć jedna osoba zdecyduje się na adopcje, będzie znaczyć, że gdzieś tam jakiś biedak zyska dom. Wciąż słyszę negatywne wypowiedzi na temat adopcji, przeczytałam nawet komentarz, gdzie młoda dziewczyna, porównywała adopcje z kupowaniem znoszonych ubrań… Zwierze to nie rzecz czuje ból, czuje strach, czuje samotność, a jedynym winnym tej sytuacji jest człowiek. Nie bądźmy obojętni, jeśli jest możliwość, to 
adoptuj nie kupuj.


Ciepło Was Pozdrawiam,B.


P.S. Gdyby ktoś szukał informacji jak zabrać się za adopcje, gdzie szukać, jakim fundacjom zaufać niech da znać. Podpowiem, nakieruje
.
 Pamiętajcie, że jeśli nie możecie adoptować pieska, a chcielibyście jakoś pomóc, zawsze możecie przeznaczyć godzinkę dla schroniskowego psiaka i zabrać go na spacer.

Zapraszam na AnimalMania  



#adopcja #adopcjapsa #dlaczegoadoptowac #adoptujniekupuj #czywartoadoptowac  

wtorek, 29 sierpnia 2017

A Ty znowu na diecie?


Foto BiN.



  Należę do kobiet, które ¾ życia są na diecie a ¼ życia myślą o tym, że powinny być na diecie. Nie znaczy to oczywiście, że mam ciało jak bikiniaraoooooo nieeee. Mam za dużo tu i tam i w sumie jedyne miejsce, z jakiego schudnąć niemusze to uszy. Na lato zaspałam, gdy 95% kobiet skupiało się wiosna, aby mieć piękne ciała na lato, ja jadłam pizze, bo do lata jeszcze czas… ale mamy końcówkę Sierpnia i kiedy te 95% kobiet cieszy się swoja letnią figurą, ja myślę o świętach, taka jestem „do przodu”. Ponieważ przerabiałam już prawie każdą dietę w tej galaktyce, wyboru zbyt dużego nie miałam. Jednak coraz więcej moich koleżanek dołączało do pewnego projektu i chwaliło się rezultatami, więc pomyślałam „czemu nie?”.

   Dieta rozpoczyna się od tygodniowego detoksu, który sam w sobie nie jest aż taki ciężki, jedyne co zabolało mnie i to dość mocno to, że nie mogę pić kawy (na początku pochłonęła mnie czarna dziura rozpaczy, no ale już zapłaciłam i nie miałam jak się wycofać). Jakoś to ogarnęłam, wlewając w siebie kubek zielonej herbaty, za kubkiem licząc, że mnie kopnie, nie kopnęła. Mimo że na co dzień staram się jeść jak najzdrowiej (tak pizza jest zdrowa, w końcu na wegetariańskiej są same warzywka i ciut sera, ciut) to zawsze jak czegoś sobie zabronię, to mi się tego chcę. Zachciało mi się od razu nutellisnicersa i lodów z bitą śmietaną. Potrzebowałam motywacji, dobrej dawki zdjęć zdrowego pysznego jedzenia i smukłych modelek. Zaobserwowałam na instagramie wszystko, co kojarzyć się może ze szczupłą sylwetką. Modelki, szafiarkifitwariatki i tak dalej. Do moich rytuałów należy codzienne przeglądanie instagrama w wannie. Jako że wieczorem wole poleżeć w pachnącej, ciepłej wodzie mam dużo czasu na oglądanie fotek. Tak więc leże, namaczam się, przegadam i pojawia się pierwsza modelka, która zaobserwowałam nie dawno. Dziewczyna wygląda jak krzyżówka żyrafy z antylopą. Wysoka i smukła, do tego szpilki, w których większość z kobiet wybiłaby sobie zęby, zanim wyszłaby z domu. Włosy długie, zdrowe, błyszczące i zadziwiająco ich dużo, rzęsy jak wachlarze, usta pełne jak kieliszki na weselu, biust pokaźny tak samo jak pupa, tali zazdrościłaby jej każda osa, a nogi były po prostu do nieba. Stoi takie cudo i trzyma w wypielęgnowanych dłoniach słoik nutelli wielkości małej wanny. Dziwie się, że w ogóle to udźwignęła i jej kręgosłup nie przełamał się na pół. Kochaniutka, co ty masz zamiar z tym zrobić? Wykąpać się w tym? Szybko przewijam w dół, kilka sefie dalej kolejna łania z kubkiem kawy z markowej kawodajni z zielonym znaczkiem, tylko że w tym kubku jest więcej bitej śmietany niż kawy to tego wszystko gęsto polane karmelem, posypane piankami z nie dużym pączkiem wbitym na czubku. Dziękuję, od razu zrobiłam się głodna, lecę dalej i widze szafiarke z wielkim burgerem i góra frytek, bikiniare ze swoim tłustym cheat meal’em, kolejną modelkę z czekoladową babeczką wielkości małego prosiaka… Matko i córko, gdybyście to naprawdę jadły wygadałybyście jak ja! To ma być motywacja? Dlaczego mi to robicie!? Gdy ja pije shake’i i zajadam się jogurtem naturalnym, one wciągają pierdylion kalorii ? Przeszło mi przez myśl, że może tu jest pies pogrzebany, zamiast sałatek i zielonych koktajli, nutella i bita śmietana? Potem przypomniało mi się, że już kiedyś byłam na takiej „diecie”. Niestety na większości zdjęć grupowych z imprez, zajmowałam tyle miejsca, co Rosja na mapie.

    Niestety Matka Natura nie obdarzyła mnie przemiana materii na poziomie prędkości dźwięku, muszę więc żywić się zielonymi koktajlami i naleśnikami z bananów i bezglutenowej mąki,  jeśli do gwiazdki chcę wygłądać trochę bardziej jak antylopa ( nawet gnu) a trochę mniej jak hipopotamek...a modelki kłamią.


Dziękuje, pozdrawiam,
4 kilogramy lżejsza B.

P.S. Bez kawy da się żyć...ale co to za życie?

piątek, 11 sierpnia 2017

Komentarz? Tak, poprosze ale szczery.

fot. BiN.
    W kraju pogoda rozpieszcza aż do bólu, czego o aurze na Wyspach powiedzieć nie mogę. Zaplanować coś ciężko, bo w ciągu godziny mam demonstracje 4 pór roku i nie zdziwiłabym się, gdyby przewiną się i śnieg. Mimo że do zrobienia ma od groma, a większość spraw paląca jak zgaga, to po segregacji priorytetów… przeglądam sobie blogi. Różna tematyka różni ludzie, różne poglądy i jedno łączące ogniwo, komentarze bijące po oczach swoją bezpłciowością i zobojętnieniem.


     Pisząc blog, nawet takiego gdzie tekst stanowi jakieś 10 procent zawartości, wypada postarać się, aby ten tekst był dobry. Każdy z nas jest na innym poziome, jednym pisanie przychodzi lekko, inni muszą nad tym posiedzieć i ja to rozumiem. Sama nie uważam się za wirtuoza słowa pisanego, ale to nie o autora tekstu się rozchodzi. Publikując swój tekst, zdjęcia, stylizacje czy cokolwiek innego, liczymy na dobre słowa, ale i konstruktywną krytykę, o.k ja liczę. Nie wiem jak reszta blogerów, ale jak poprawić swój warsztat kiedy, nikt nie powie nam, co tak naprawdę można poprawić? Słodzeniem robimy sobie nawzajem krzywdę. Jasne trafia się na bloga gdzie tekst czy zajęcia nie pozostawiają nic innego, jak zebrać szczenie z ziemi a jedyny komentarz, który przychodzi nam do głowy to wielkie „WOW”. Nie ma co na siłę wyszukiwać niedociągnięć, jednak są blogi gdzie teksty i zdjęcia pozostawiają w mojej czaszce wielki znak zapytania. Potem czytam komentarz i jedyne co przychodzi mi do głowy, to pytanie „serio? Ku^%a serio?!”

Teraz przykład; trafiam na bloga młodego aspiranta na pisarza. Znajduje pierwszy wpis i czytam. Czasem to walka, zaobserwowałam upodobania do ciemnego tła i na przykład czerwonej czcionki najczęściej, jeśli twórca ma zamiłowanie do literatury grozy. Przedzieram się więc przez tekst, moje oczy krwawią, docieram do ostatniego wpisu. Zwalczam chęć nałożenia sobie 2 plastrów świeżego ogórka na oczy i zaczynam czytać komentarze.

„Świetny blog, zapraszam do siebie”, „Super”, „Nie mogę doczekać się kolejnej części”, „Wspaniała opowieść, nie zapomnij zajrzeć do mnie”, „Super tekst”.

Moje spostrzeżenia, są takie: 4 rozdziały dalej wciąż nie wiem, gdzie toczy się akcja. W mieście, na wsi, w domu, w lesie, na polu czy na dnie oceanu. Nie ma ani jednego opisu, ani miejsca, ani postaci, ani kurde niczego. Dialogi są sztuczne jak twarz Madonny, postacie tak bezpłciowe, gdyby nie imiona to w życiu nie domyśliłabym się czy to ona, czy ona. Więcej emocji znajduje się w protokole ze sekcji zwłok, a całość jest po prostu niespójna. Hejt? A w życiu!
 Jak ten autor ma się dowiedzieć, że można to dopracować, że choć pomysł fajny to potrzebny jest warsztat, który musi doszlifować, skoro wszyscy uważają, że jest super? Halo, komentujący, czy w ogóle to czytaliście? Taka młoda osoba może prowadzić tego bloga rok, dwa, trzy i pod każdym rozdziałem dostawać same „superki”. Przekonany o własnym talencie wysłać swoje próbki do kilku wydawnictw, które bez ceregieli zedrą z niego cała nadzieje we własne możliwości. Jeśli w ogóle się odezwą, bo wątpię, aby doszli do 2 strony przed wyrzuceniem tekstu w kosz. Mimo że jest talent, że jest pomysł…


Nie zatrzymując się przy młodym pisarzu, przechodze do przykładu, który chyba każdy w Was zna. Blog modowy. Szafiarki wyrastają jak grzyby po deszczu, a moda na prowadzenie bloga poświęconego „modzie” rozprzestrzenia się szybciej niż plotka po ogólniaku. Ma to swoje plusy, bo jeśli masz nietuzinkowe podejście do wyrażania siebie poprzez strój, to warto je pokazać. Ma to swoje minusy… Przez ostatnie 2-3 tygodnie odwiedziłam z pierdylion blogów w tym, niestety większość modowych. Czemu niestety? Bo 98% właśnie promowało niespotykane, ciekawe, wygodne i na każdą (prawie) okazje stylizacje, jeansy i biały T-shirt. Idziesz na spacer z psem, załóż biały T-shirt i jeansy, idziesz z chłopakiem do kina, załóż biały T-shirt i jeansy. Idziesz na zakupy z kumpelami, załóż biały T-shirt i jeansy, one tez na pewno będą miały na sobie biały T-shirt i jeansy, wiec będziecie razem wyglądały jak wielki, roześmiany błąd Matrix'a. Na cały ten internetowy kosmos stylizacji, dosłownie kilka miało do pokazania coś fajnego i ciekawego. Przy reszcie miałam wrażenie , że zmienia się tylko tło. Do tego zdjęcia są zrobione tak, że nie wiadomo czy śmiać się, czy płakać a „modelka” i autorka wygina się na zdjęciach jak antylopa z porażeniem. I teraz tu pojawia się problem, bo nikt tym biednym dziewczynom nie napisze, co mogłyby poprawić i w którym kierunku pójść. Wszyscy rozpisują się o niespotykanym i nowoczesnym zestawieniu modowym, nieocenionym talencie, jeśli chodzi o modelling i wspaniałych fotkach, a młode szafiarki są pewne, że będą następną MACADEMIAN Girl. Pod jednym z takich blogów napisałam szczerze, że niestety zdjęcia niedopracowane, zestawienie ubrań oklepane, dodatków brak, i usłyszałam, że zazdroszczę? Czego? Że nie wyglądam jak co 3-cia dziewczyna na ulicy? Przecież po to są blogi modowe, aby inspirować i pokazywać jak bawić się modą, a nie powielać to, co widze każdego dnia na ulicy. Tutaj największą krzywdę robią komentujący, zachwalając bloga, jakby wizyta w tej przestrzeni internetu sprawiła, że komentujący doznali nagle istnego oświecenia. I znowu w głowie mam tylko jedno pytanie do komentujących… „serio?ku&^% serio?!”




     Oczywiście o gustach się nie dyktuje, ale nawet jeśli coś się wam nie podoba, to można skupić się na sprawach „technicznych”. Nie proszę Was, abyście teraz w każdym napotkanym blogu na siłe szukali błędów do poprawki, proszę Was, abyście nie bali się pisać, co myślicie w kulturalny sposób. Nie kierowali się ideą „Jeśli ja zostawię mu nie do końca przychylny komentarz, to on zostawi mi taki sam”. Proszę Was też, abyście nie bali się przyjmować takich komentarzy, a czerpali z nich wiedze. Po to są opcje komentowania w blogach, aby komentować a każdy komentarz jest Wasza wizytówka. Bezpłciowa i nudna nie przyciągnie uwagi, więc proszę, komentujcie, ale szczerze…

Miłego wieczoru,
B.

P.S. Czasem miłczenie wyraża więcej niż tysiąc słów.

środa, 26 lipca 2017

A więc nie jesz mięsa…

Fot.BiN
Nie jem.
Jestem wegetarianką od kilku lat. Miałam swoje wzloty i upadki, probowałam diety wegańskiej, koniec końców, z miłości do białego wina w towarzystwie sera camembert, pozostałam przy diecie weggi.

          Nie uważam się za wegeterroryste, nie zagadam ludziom w talerze i nie zalewam się łzami, przejeżdżając koło KFC. Nie krzyczę "morderca” na faceta jedzącego burgera i nie pikietuje pod ratuszem. Nie narzucam swojego sposobu życia za to chętnie się nim dziele, jeśli ktoś jest zainteresowany, jak to jest być wegetarianinem, chętnie opowiadam i udzielam wskazówek. Niestety nie mogę liczyć na to samo, zawsze w towarzystwie znajdzie się ktoś, na kogo moja dieta działa jak płachta na byka. Zdarzały się różne dziwne sytuacje, już nie wspominając o wiecznych pytaniach „skąd bierzesz białko?” i nieodpartej ochocie, aby odpowiedzieć „znienacka!”. Była dziewczyna, która moje zdjęcie cielaka, skomentowała zdaniem „nie masz prawa narzucać mi swoich wyborów, mam prawo jeść mięso”. Nie wspomnę, że działo się to na grupie prozwierzęcej, ale ponieważ owa Pani wiedziała, że mięsa nie jem, odebrała to jako atak na jej wolność na talerzu, gdy ja chciałam pokazać tylko, nietypowe ubarwienie malej krówki. No cóż, dla niektórych to już był stek… Często też słysze, pytanie „Ale po co? I tak świata nie zmienisz”. Prawda, sama świata nie zmienię, ale zmienię swój świat i to mi starcza, poza tym, co roku przybywa ludzi, odrzucających mięso i cieszy mnie to niezmiernie . 
Do moich „ulubieńców” jednak należą jednak ci nader wylewni, którzy na fakt, że ja mięsa nie jem zaraz dzieła się ze mną swoim mięsnym menu… Ta historia miała miejsce kilka lat temu, gdy wegetarianin w towarzystwie był niczym zombie; złapać i badać? Czy ubić, zanim mnie zarażą?



          Lato w Anglii krótkie i liche wiec słońce trzeba wykorzywtywać ile się da. Grill to pierwsze na liście, co można robić w ładny,ciepły i suchy wieczór. Moja znajoma właśnie wynajęła ładny domek, z pokaźnym ogrodem i postanowiła parapetówkę zrobić w formie grilla. Zapakowałam więc warzywa, ser i sojowe kiełbaski i udałam się z moim mężem na owego grilla. Mąż piersią z kurczaka nie pogardzi (nigdy nie naciskałam za mocno, aby odrzucił mięso, sam zdecydował się na drób i ryby) więc z gospodarzem przypilnował grilla, gdy ja na miejscu przygotowałam sałatkę. Miła atmosfera, białe winko i butelkowany Budweiser wprowadził wszystkich w dobry nastrój i można było zasiąść do suto zastawionego stołu. Nagle Janusz polskiego biznesu na wyspach, nijaki Radek co autami handluje, sąsiad gospodarzy spojrzał na moje sojowe kiełbaski i krzyknął „A co to ku*&% jest?!” Gospodyni, nakładając sobie sałatkę, odpowiedziała spokojnie, że kiełbaski sojowe. „Na ch*&?!” nie odpuszczał biznesmen. Gospodyni zerka na mnie z mina „mnie on też wkurza” i odpowiada, że koleżanka, wkazując na mnie, nie je mięsa i przyniosła sobie zastępstwo. Janusz zerknął na mnie, błysk w oku jak u drapieżnika, który wyczul ofiarę, rozsiadł się na krzesełku, aż mu się mięsień piwny wyraźnie odznaczył pod markowa koszulka i cmoknął. Z durnym uśmiechem dodał, żebym spróbowała porządnej polskiej kiełbachy, to się naprawie. Mąż lekko się napiął, nie aby stanąć w mojej obronie…raczej Janusza. Uśmiechnęłam się słodko i nakładając sobie moje pyszne sojowe kiełbaski, odparłam, że nie jestem zepsuta i mnie naprawiać nie trzeba, jeśli chodzi o naprawę, to tej bardziej wymagają złomy, którymi handluje. Janusz poczerwieniał niczym karoseria jego 3-ki, reszta stołu ryknęła śmiechem, mąż klepie mnie po nodze, abym wyluzowała. Janusz przyjął cios na klatę, wyprostował się w krzesełku i nabijając sobie kiełbaskę na widelec rzekł: "Patrz co ja myślę, o twoim wegetarianizmie". Po czym wpakował sobie kiełbasę po buzi. Dumny z siebie przeżywał ja, patrząc mi w oczy. Nie pozostało mi nic innego jak życzyć mu na zdrowie. Jednak to nie wystarczyło Polskiemu przedsiębiorcy, zaczęło się to, wkurza mnie najbardziej. Próba wbicia mi szpili na siłę, czyli przegląd jadłospisu.
-Wiesz co zjadłem na śniadanie? Jajecznice na boczusiu, pysznym tłustym boczusiu z młodej świnki. Pycha, a potem zjadłem kanapkę z szynką. Na obiad pojechałem do takiej knajpy przy drodze, tam jak się leci na Evsham, serwują tam super steki, wziąłem sobie krwisty, no ku^&a ale dobre było. Podobno właściciel sam te krowy zarzyna, jednego wziąłem na miejscu, drugiego surowego poprosiłem, aby mi zapakował, niech mój pies tez podje dobrze, hehehe. Mięsko krwiste, krowa musiała długo umierać co? No ale dobre w ch*& było i jutro tez tam pojadę.- recytował, wpychając sobie kolejne kiełbaski w paszcze, aż się zasapał. Było tak fajnie, a teraz zapanowała jakaś nie mila atmosfera. Trzeba było zakończyć dyskusje z tym pajacem, wiec po chwili ciszy, spokojnie spytałam, czy teraz opowie nam wszystkim, przy tym stole, jak się ładnie, za przeproszeniem, wysrał po tym wszystkim skoro taki wylewny. Radek aka Janusz, z czerwieni przeszedł do ciemnego bordo, serio myślałam, że mu zaraz głowa eksploduje, gospodarz ryknął śmiechem, reszta gości za nim. Mąż tylko pokiwał głową, a mój oponent stwierdził, że jestem chamska i jakaś nienormalna jak zresztą wszyscy zieloni, geje i transwestyci i on nie będzie więcej ze mną rozmawiać… Koniec końców reszta wieczoru przebiegła w milej atmosferze, Janusz chodził nadąsany. No cóż, na przyszłość niech wie, że się nie zaczyna z weggi;)



   Każdy ma prawo jeść jak chce i żyć jak chce. Jeśli czyjeś czyny nie krzywdzą innych nie powinnismy w nie ingerować na siłę. Tylko słabi ludzie wyśmiewają coś nowego i nieznanego, bo wiedzą, że nie są na tyle silni aby spróbować. Wiedzą, że polegną dlatego bronią się w taki sposób. Można czegoś nie rozumieć albo niepopierać ale nie znaczy to, że można to wyśmiewać, bo może się to obrócić przeciwko WAM.


Aha, nie leci mi ślinka gdy czuje zapach koszonej trawy...

B.

wtorek, 4 lipca 2017

Wdech i wydech, czyli jak ogarniam stres.

Skippi, FOT, BiN




   Przeglądając dziś blogi mi polecane, zauważyłam   ile młodych ludzi, pisze o stresie i jak sobie z nim radzi. Z perspektywy czasu mogłabym powiedzieć, co gimnazjalistka czy licealista może wiedzieć o stresie… bitch please i takie tam. Nie powiem, bo chociaż od matury minęła mi więcej, niż dekada to pamiętam, że bycie nastolatkiem też potrafi docisnąć śrubę. Oczywiście na przestrzeni czasu, płacenia rachunków, wyrabianiu norm, spotkań, projektów i upierdliwych przełożonych, szkoła średnia to pikuś. Jednak oni dopiero wchodzą w życie i nie mają tego porównania. Zresztą problem stresu nie dotyczy tylko dzieciaków, dotyka on praktycznie każdego.Nie będę się tu rozpisywać, co powoduje, że stres pożera nas żywcem. Czy to egzaminy, czy zawalony termin, czy kłótnia z przyjaciółką, efekt jest taki sam? Jak napisał wieki poeta, denerwować się to mścić się na własnym zdrowiu za czyjąś głupotę. Także nie ważne, czemu się denerwujemy, ważne jak możemy sobie z tym poradzić.Niżej przedstawię Wam kilka sposobów jak ja radze sobie ze stresem.


1. Jazda konna.

Jazda konna to mój numero uno, jeśli chodzi o terapię antystresową. Czasem mamy takie dzień, że wszystko nas wkurza. Sąsiad krzywo zaparkował, pies za głośno szczeka, Ziemia kręci się w lewą stronę. Wtedy właśnie uciekam do stajni, zabieram moja Skippi i lecimy na pola. Muszę zostawić, to co mnie wpienia przy bramie, a już najpóźniej przed wskoczeniem w siodło, bo koń wyczuje te złe emocje i z doświadczenia wiem, że je przejmie co może się źle skończyć. Równy chód konia, kołysanie zadziała na nasz system odprężająco. Dla bardziej doświadczonych proponuje jazdę na oklep. Czując każdy pracujący mięsień zwierzęcia, współpraca z jego ruchami jest jak medytacja.


2. Pływanie

Wchodząc do wody, rozluźniamy mięśnie, możemy unosić się na jej powierzchni, co jest dość przyjemne. O ile nie możemy mówić o odstresowywaniu się przy basenie pełnym wrzeszącej wycieczki z lokalnej podstawówki, tak pływanie na otwartym akwenie to coś zupełnie innego. Mogę odpłynąć, gdzie będzie cicho, pusto, wyrównać oddech. Skupić się na wykonywanych ruchach nóg i rąk. Zanurkować, zobaczyć co się dzieje pod wodą. Na basen wybieram się późnym wieczorem, kiedy ludzi jest mniej, dzieci nie ma wcale. O ile pole do popisu ograniczone to wciąż schemat ten sam.


3. Muzyka

Jedna z najbardziej popularnych metod, aby się wyciszyć. Każdy ma swoje gatunki oczywiście i o ile jedni wola odpływać przy klasycznej rapsodii inni będą czuć to samo, słuchając heavy metalu. Ja słucham różnych rodzajów muzyki. Najbardziej relaksuje się przy płycie Sarah’y Brightman „Timeless”, po prostu uwielbiam. Kocham też twórczość Carter’a Burwell’a (tak, to ten, co skomponował „Kołysankę dla Belli” w Zmierzchu). Gdyby taka muzyka leciała u dentysty, to usypiałabym z otwartą gęba na fotelu. Są jednak dni, że idę na spacer a w słuchawkach mam Slipknot’ów. A właśnie…

Coffee i Bubel ,FOT.BiN

4. Spacer



Najlepiej z psem albo dwoma. Chociaż u mnie spacer z 2 do relaksujących nie należy (Ci, co mają TTB, zrozumieją). Zabieram więc najpierw jedna, potem druga i staram się nie myśleć o niczym innym, tylko o tym, że spaceruje z psem po parku i jest fajnie.


5. Pogłaskaj zwierzaka 😊


Kota, konia, psa czy owce, Nie ważne, pobądź ze zwierzakiem, posmyraj za uszkiem. Mnie zawsze wk*&^ przechodzi jak sobie, na przykład za uszkiem posmyram krówkę. Od razu uśmiecham się od ucha do ucha, gdy widze jak nastawia mi głowę, chcąc nakierować odpowiednie części czaszki na drapanie.


6. Kąpiel (z dedykacją dla Pań)

Długa, ciepła, aromatyczna, z muzyka i świecami. A wlej sobie kieliszek wina, a co! (jeśli oczywiście jesteś już pełnoletnia). Wdychaj przyjemne zapachy, na przykład lawendowy, i nie myśl o niczym, tylko o tym, jak seksowna i fajna jesteś. Do tego ogóreczek na oczy i odpływamy…


7. Książka


Każdy z nas ma takie swoje ulubione książki, do których wraca, kiedy mu źle (jeśli oczywiście, choć trochę lubi czytać). Na mojej półce są książki, które przejechały ze mną pół Europy, są zniszczone, grzbiety pozałamywane a kartki są luzem. Do takich pozycji należą „100 pociągnięć szczotka przed snem” Mellisy P., „Nigdy w życiu” Katarzyny Grocholi oraz wszystkie części Harry’ego Pottera (Po tych wszystkich latach? Zawsze…). Mimo że na co dzień zaczytuje się w kryminałach, horrorach i książkach popularnonaukowych o tematyce psychologii śledczej i antropologi to właśnie po takie przyjemne pozycje sięgam, gdy chce odpłynąć.


8. Worek

W zestawie powinny być też rękawice. Kilka lat temu ćwiczyłam boks i uwielbiam sporty walki. Niestety po ciąży moja kondycja postanowiła mnie opuścić, jak nie wierny kochanek i coś mi wygląda, że nie zamierza wrócić. Po kilku sekundach walenia zipie jak nałogowy palacz z nadwagą, wchodzący na 3 piętro. Jednak, gdy sytuacja jest krytyczna, jak moja weekendowa rozpacz po katastrofie, jaką zafundowały mi „profesjonalne” ” fryzjerki”, nie pozostało mi nic innego jak wyjąć rękawice i zalewając się łzami powalić w ten worek. Pomogło na tyle, że już nie płacze, gdy patrze w lustro, nie dostaje skrętu żołądka, ale myślę jak tu naprawić szkody.




    Każdy ma swoje sposoby i nieważne czy stras mały, czy duży efekt na naszym organizmie odciśnie. Zamiast więc sprzedawać innym gadki typu „no co ty, to Cię stresuje, poczekaj aż…” lepiej zabierzcie ich na spacer, albo zaproponujcie jedna z moich metod.

Aha, jeszczw jedno, nie bójcie się mieszać moich sposobów, kąpiel i ksiązka, muzyka i jazda konna ( a jak jest już możliwość wjechania do wody to ja wymiękam)


Trzymajcie się ciepło,

B.

Oba zdjęcia umieszone w tym poście są mojego autorstwa i nie wyrażam zgody na wykorzystywanie ich i publikowanie gdziekolwiek indziej, bez wcześniejszej konsultacji ze mna oraz mojej zgody.

x

sobota, 1 lipca 2017

Gdy kochasz zwierzęta ale ludzi nienawidzisz

http://kotylion.pl/koty-wolno-zyjace-i-ich-prawa/
  



  Od kilku dni próbuje coś napisać. Coś zabawnego, błyskotliwego, z jajem. No i idzie mi to jak cyganowi robota, ale od czego są internety? Wystarczy zagłębić się czasami w komentarze i już nie trzeba szukać weny, bo to wena właśnie znalazła Cię.


   To, że działam na rzecz zwierząt, nie jest tajemnicą. Na moim Facebooku co chwile pojawiają się biedy do adopcji, linki do zbiórek, sprawy ogółem związane z losem zwierząt. Obserwuje masę pro zwierzęcych organizacji, przytulisk, pogotowi dla zwierząt i prywatnych ludzi, którzy poświęcają swój czas i pieniądze, niosąc pomoc braciom mniejszym. Z obserwacji i doświadczenia widze, że najbardziej przekichane mają koty. I mimo że w schroniskach jest ich mniej niż psów, to widze, że to one najczęściej padają ofiarą przemocy. W miastach jest ogromna ilość kotów wolno żyjących, o które nikt nie dba i nikt im nie pomaga. Jestem pełna podziwu dla miłośników mruczków, którzy probują wyłapywać, sterylizować, leczyć, dokarmiać te zwierzaki. Przecież bez nich zjadłyby nas szczury. Wydawać się by mogło, że miłośników zwierzaków czy to szczekających, czy miauczących (czy też wydających inne odgłosy) jest coraz więcej i cechuje je przede wszystkim dobre serce, empatia i brak obojętności na krzywdę innych. No i tu się trochę przejechałam…

     Zaczęło się to od posta, jednej z prozwierzęcych organizacji, która wstawiła posta o wolnożyjącej kotce. Szara kicia była jednym z tych osiedlowych kotów, należących do nikogo. Umierała sobie po cichu, pod którymś z balkonów, gdy grupa dzieciaków wymyśliła sobie zabawę: rzucanie kamieniami. Cel: kot, według nich, już martwy. Ktoś to zauważył i w końcu postanowił wezwać odpowiednie służby. Koci ratownicy przyjechali na miejsce i ledwo żywego kota zabrali. Walka byłą nie równa, anemia, gnijąca rana, niepracująca wątroba, nerki też już wysiadły. Kot chudy jak przecinek nie miał już sił walczyć i nie walczył. Każda śmierć nawet małego szarego kota pozostawia pytania. Dlaczego tak się stało? Czemu nikt nie wezwał ich wcześniej? Bo przecież koty, szczególnie te wolno żyjące, potrafią się uleczyć. Czemu dzieciaki rzucały kamieniami w kota, który nie mógł uciec czy się bronić? Bo myślały, że kot nie żyje. Czemu nie powiedziały rodzicom? Bo oni też nie wiedza co z takim kotem zrobić. Myślicie pewnie, że o to gwóźdź programu. Otóż nie. Główna atrakcja pojawiła się pod postem o szarej kotce.

Internet ma to do siebie, że dodaje odwagi. Lubimy po kozaczyć. Ciężko jest przekuć emocje w słowa. Chcemy, aby były dosadne i naprawdę zrobiły wrażenie, na tym do kogo je kierujemy. Gdy zaczęłam czytać komentarze pod tym smutnym postem, zupełnie zapomniałam o kocie. Uderzyło we mnie ile jadu, nienawiści, chamstwa i patologii potrafią mieć w sobie osoby, które zawsze uważałam za te lepsze, bo potrafią pochylić się nad potrzebującym zwierzakiem. Ja rozumiem gniew, szczególnie gdy codziennie dowiadujemy się o fizycznym znęcaniu się nad zwierzakiem, o porzucaniu ich w lasach, oddawaniu do schronu z błahych powodów. Sama mam ochotę czasami przybić takiemu delikwentowi piątkę, w twarz, patelnia…żeliwna. Jednak to, co przeczytałam pod postem, sprawiło, że przestałam wierzyć w ludzkość, ta kochająca zwierzęta też.

Mam nadzieje, że bachory następnym razem ukamienują rodziców”

„Wstrętne bachory, zabiłabym”

„Życzę, abyście umierali w cierpieniu, jak ten kotek”

To te najdelikatniejsze, reszty po wymazaniu słów nienadających się do publikacji, nie dałoby rady przeczytać, ze zrozumieniem. Sorry, ale nie tego się spodziewałam. Jak można pisać, że w ludziach już nie ma dobra, że ktoś nie jest w stanie zrozumieć, jak można być takim potworem, a następne sześć linijek tekstu to życzenia śmieci, raka, hemoroidów i ogni piekielnych? Czym tacy ludzie różnią się od tych dzieciaków? Te wyzwiska i gorące życzenie nigdy do nich nie dotrą, a jeśli dotrą, wywołają zupełnie odwrotne emocje. Agresja będzie napędzać agresje. Wiele więcej dla reszty tych wolożyjących kotów zrobiłaby krótka, edukująca kampania dla mieszkańców osiedla, dlaczego te koty są ważne dla ich małej społeczności i gdzie się zwracać o pomoc w takich sytuacjach.
Jeszcze 2 sprawa, zadziwia mnie, że my Polacy potrafimy sklepać zdanie podwójnie złożone wyłącznie z przekleństw. Żeby nie było, ja też rzucam zaklęcia, ale pamiętajcie, często Wasz komentarz może być dla Was wizytówka. Co ja mam sobie pomyśleć, o 29-letniej mieszkance Warszawy, pracującej jako pedagog z lekko krzywym uśmiechem na zdjęciu profilowym, która wstawia komentarz gdzie poza „i”, „aż”, „do” i „abyście” nie nadają się do publikacji? Jest różnica, kiedy soczyste słowo na „k” 
podkreśla wypowiedz, i jest rożnica, kiedy wypowiedz, składa się z soczystych słów na „k” w asyście słów na „p”. No ale Polak potrafi i zapewne wynika to z naszego bogatego języka, równie bogatego, jeśli mówimy o „łacinie podwórkowej”.


     Na koniec mojego wywodu powiem tylko, że często te „złe” zachowania człowieka nie wynikają z jego wewnętrznego „zła”, ale często z niewiedzy. Może fakt, że jako studentka psychologii, coraz bardziej zagłębiam się w ludzki umysł i widze kolejne warstwy przyczyn pewnych zachowań, nie tylko te powierzchniowe, sprawia że zaczynam rozumieć, że edukacja może zdziałać na tej płaszczyźnie bardzo dużo. Myślę, że zamiast mianować czas na wylewanie żółci w internecie, można zabrać psa ze schroniska na spacer, a nóż widelec i spodoba się jakiemuś przechodniowi. Można iść do marketu i kupić kilka puszek kociej karmy i nakarmić te bezdomniaki, dając przykład sąsiadom. Trzeba zacząć mówić i pokazywać co powinno się robić, zamiast mówić, czego robić się nie powinno. Takie działania będą miały większy wpływ na dobrostan zwierzaków niż rzucanie zaklęć na ich oprawców.


Miłego weekendu,

B.

#nie_kupuj_Adoptuj